Miał być gwiazdą Śląska, ale dwa sezony spędzone w klubie Wrocławia okazały się katastrofą. Teraz Caye Quintana gra w Recreativo Huelva i wspomina czas spędzony w Polsce. Ale oczywiście jest wiele czynników, które mają wpływ na dany moment. W życiu napastnika zawsze zdarzają się okresy, gdzie jest lekki kryzys i nic nie wpada do siatki.
Czasami zależy to od tego, czy grasz regularnie czy nie, od partnerów, od pozycji, na której wystawia cię trener. Prawda jest taka, że w Polsce na swojej nominalnej pozycji grałem przez te dwa sezony może w dwóch czy trzech meczach. W taki sposób bardzo trudno o skuteczność. W większości spotkań albo grałem na skrzydle albo jako ofensywny pomocnik, a nie są to pozycje, na których czuję się najlepiej.
Grałem bardzo mało, a jak już występowałem, to nie na swojej pozycji. U Ivana Djurdjevicia grałem więcej niż u jego następcy, ale też nie na pozycji środkowego napastnika. Ciężko w takiej sytuacji strzelać gole. A snajpera rozlicza się tylko i wyłącznie z tego.
Nie mogę powiedzieć, że była dobra, ale normalna. Jak każdy trener ma prawo do swoich upodobań co do piłkarzy i tak też było w tym przypadku. Ale pozytywne było to, że ani ja nie chciałem zostać, ani klub nie chciał widzieć mnie u siebie. Musieliśmy trochę ponegocjować, doszliśmy do porozumienia.
Ale nie odebrałem tego jakoś źle. Tak naprawdę to już po pierwszych trzech czy czterech tygodniach miałem takie myśli. Nie czułem się potrzebny, a dodatkowo ze strony sztabu nie miałem żadnego wsparcia. Nie dostawałem szansy gry, a przyszedłem do Wrocławia z wielkim entuzjazmem.
Później w każdym oknie transferowym rozmawiałem z klubem o odejściu, miałem inne propozycje. Ale za każdym razem było weto ze strony Śląska. Odejście Dariusza Sztylki też było dla mnie ciężkie, bo to on sprowadził mnie do Śląska. Ale wyniki sportowe nie pomagały.
Ja nie czuję się jakąś ofiarą kryzysu klubu. Drużyna składa się z dwudziestu kilku piłkarzy plus sztab, wszyscy są odpowiedzialni za wyniki i atmosferę. Uczymy się cały czas. I tak do tego podchodzę.
Zawsze patrzę na pozytywne aspekty. Żyłem w pięknym mieście, spotkałem wielu sympatycznych ludzi, nauczyłem się wiele podczas tego pobytu. Jeśli chodzi o aspekty piłkarskie, to oczywiście w Polsce gra się zdecydowanie inaczej niż w Hiszpanii. Nie wszystko poszło tak, jak bym sobie to wymarzył, ale nie będę rozpaczał, życie toczy się dalej.
Jak tylko czas mi pozwala, to oglądam mecze, więc jestem w miarę na bieżąco. Miałem oferty z różnych klubów przez ostatnich kilka sezonów. Finalnie po konsultacji ze swoim agentem, który powiedział, że to będzie dla mnie świetny krok, zaakceptowałem propozycję Śląska. Ale tak jak wspomniałem wcześniej, krótko po przyjeździe wiedziałem już, że to nie dla mnie.