Dziekanowski krytykuje patologie w finansowaniu klubów. O kulisach meczu Górnik Zabrze –
Na boisku pożytek jest z niego duży, ale władze miasta nie zdawały sobie chyba sprawy, że Lukas Podolski będzie tak głośno i dosadnie komentował oraz rozszyfrowywał prawdziwe intencje – pisze Dariusz Dziekanowski, były reprezentant Polski i publicysta “Przeglądu Sportowego” w najnowszym felietonie z cyklu “Strzał w 10”. Kilka lat temu weszły nowe przepisy dotyczące zadłużenia klubów względem zawodników i pracowników, potem pojawił się obowiązek posiadania akademii, teraz trwa dyskusja na temat przepisu o przymusie wystawiania młodzieżowca w Ekstraklasie. Co jakiś czas w polskiej piłce wykonywane są pewne ruchy, które mają poprawić jej sytuację – lokalnie, ale też w skali europejskiej.
Brak zadłużenia i akademie to wymogi licencyjne. Przepis o młodzieżowcu to pomysł PZPN. Jeśli chodzi o przepisy licencyjne, to jest jakaś poprawa, ale wciąż znajdują się tacy, którzy znajdą sposób, by regulacje jakoś ominąć.
Obowiązek wystawiania młodzieżowca nie sprawdził się i wydaje się, że od przyszłego sezonu jeśli nie zniknie całkowicie, to zostanie mocno zmieniony. Jest jednak jedna kwestia, która wciąż budzi kontrowersje i moim zdaniem należy podjąć radykalne kroki. Chodzi o sprawę finansowania zawodowej piłki (czyli profesjonalnych klubów) przez miasta.
Miasta, czyli de facto z pieniędzy publicznych, z pieniędzy podatników. Mamy więc w najwyższej klasie rozgrywkowej (ale nie tylko) kluby, które podłączone są do miejskiej kroplówki. Funkcjonują w tym układzie i dzięki temu układowi od wielu lat.
Dochodzi do sytuacji, w których klub niejednokrotnie staje się kartą przetargową w różnych pozasportowych rozgrywkach. Za zarządzanie – czy to w roli prezesów, czy dyrektorów sportowych – biorą się osoby, które w kwestii prowadzenia klubu mają kompetencje minimalne, a częściej żadne. Ostatnio szczególnie głośno (bo głośno jest od wielu lat) zrobiło się wokół Górnika Zabrze.
W środę władze miasta miały obradować nad sprzedażą akcji klubu prywatnym inwestorom. Do obrad nad tym punktem jednak nie doszło, niby z powodu jakichś niejasności. Władze Zabrza mogą teraz ubolewać, że ponad dwa lata temu do klubu został sprowadzony Lukas Podolski.
Były reprezentant Niemiec miał wesprzeć zespół na boisku, ale też pomóc rozwiązać pewne finansowe kłopoty (czyli na przykład przyprowadzić do klubu hojnych inwestorów). Można więc powiedzieć, że dla miejskich rajców, z prezydent Małgorzatą Mańką-Szulik na czele, były mistrz świata stał się koniem trojańskim. I bardzo dobrze.
Uważam, że taka osoba, która głośno i wprost mówi o tej niezdrowej, żeby nie powiedzieć patologicznej sytuacji, jest potrzebna. Potrzebna Górnikowi, ale też polskiej klubowej piłce zawodowej. Kluby są spółkami akcyjnymi i należy w końcu zakazać, by udziałowcem były miasta.
Zawodowa piłka nie powinna być finansowana przez publiczne podmioty. Rolą władz miasta jest zapewnienie mieszkańcom warunków do uprawiania sportu amatorskiego. Finansowanie na tym poziomie może być bazą do tego, by dzięki temu sportowcy trafili do sportu zawodowego, ale pieniądze podatników nie mogą być przeznaczane na zawodowe kontrakty piłkarzy.
Podciąganie tego pod promocję miasta jest nie fair. Kilka dni temu w “Przeglądzie Sportowym” mogliśmy przeczytać o politycznych przepychankach – z kwestią finansowania drugoligowego klubu Radunia w tle – między kandydatami na wójta gminy Stężyca. Ten dotychczasowy doprowadził klub z liczącej dwa tysiące mieszkańców wsi do drugiej ligi.
Zanosi się na to, że jego kadencja dobiega końca, a to oznacza koniec z finansowaniem klubu i prawdopodobnie jego spadek na poziom amatorski. Owszem, miasto może pomóc w stworzeniu infrastruktury, czyli zbudować stadion, ale pod warunkiem, że ta inwestycja się będzie zwracać (bo klub będzie płacił za wynajem, a poza tym będą na nim organizowane komercyjne imprezy). Należy podjąć radykalne kroki i skończyć z tą niezdrową praktyką.
Nawet jeśli niektórzy pacjenci po odłączeniu od tych miejskich kroplówek mieliby nie przetrwać.