Polka miała wielkie kłopoty. To zdecydowanie nie był spacerek. Emma Raducanu udowodniła, że gdy jest w formie, jest w stanie zagrozić każdej tenisistce na świecie.
Iga Świątek pokazała jednak, dlaczego to właśnie ona znajduje się na samym szczycie. Każda zawodniczka ma gorsze momenty, ale tylko najlepsze z nich potrafią wykorzystać błędy rywalek. W takich sytuacjach Polka była dziś absolutnie bezlitosna.
Teraz nadchodzi moment wielkiego rewanżu, na którym z pewnością bardzo jej zależy. Ten mecz nie był łatwy, bo wcale nie miał takim być. Świat usłyszał o Emmie Raducanu w 2021 r., gdy sprawiła największą sensację w historii dyscypliny i wygrała US Open jako kwalifikantka, nie tracąc przy tym choćby jednego seta.
A potem… zniknęła na długie miesiące, nie będąc w stanie nawiązać do tego sukcesu. W takich okolicznościach Iga Świątek byłaby murowaną faworytką, ale ostatnie dni przyniosły spore zmiany. Wszystko przez to, że wciąż młoda Brytyjka zanotowała chyba najlepszy tydzień od pamiętnego triumfu w Nowym Jorku.
Ograła Caroline Garcię, Diane Parry, Angelique Kerber i w końcu Lindę Noskovą. Pierwsza partia przeciwko Czeszce zakończyła się wynikiem 6:0, a przecież nie trzeba przypominać, że Noskova potrafi grać naprawdę nieźle. Jak sama stwierdziła, zadowoli ją każdy scenariusz.
Jeśli wygra, będzie świętować pokonanie faworytki. Jeśli przegra, to i tak ma za sobą fantastyczne dni, a teraz przyda jej się nieco odpoczynku. Jeżeli jednak Raducanu czuła się zmęczona, to w pierwszym secie nie było tego widać.
Grała chyba najlepiej z rywalek Igi Świątek w ciągu ostatnich kilku tygodni. Choć jej warunki fizyczne na to nie wskazują, mistrzyni US Open potrafiła zaskoczyć liderkę rankingu kilkoma piekielnie mocnymi forhendami, a także zagrać piłkę w kierunku przeciwnym biegu Polki. Ręce aż składały się do oklasków.
A jak odpowiedziała Iga Świątek? W najlepszy możliwy sposób! Choć przeciwniczka grała naprawdę nieźle, Polka ani na moment nie ustawała w dotrzymywaniu jej tempa.
Decydować musiał tie-break, w którym pojedyncze błędy mogą zaważyć o losach całego seta. I to był moment, w którym Iga Świątek potrafiła zupełnie zdominować Emmę Raducanu. Wystarczyło fenomenalne otwarcie, po którym 303. tenisistka świata chyba już straciła nadzieję na powrót do gry.
A jednak w drugiej partii wcale nie obniżyła lotów, pomijając fakt, że na początku dość szybko dała się przełamać. Później jednak utrzymywała bardzo dobry poziom. I choć ostatecznie 21-latka przegrała z rok starszą rywalką, pozostawiła po sobie jedynie pozytywne wrażenie.
Po raz kolejny potwierdziła tym samym, że jeżeli tylko nie będzie walczyć z własnym zdrowiem, stać ją na to, by stworzyć wielką piątkę kobiecego tenisa wraz z Igą Świątek, Aryną Sabalenką, Coco Gauff i Jeleną Rybakiną. Gdy tylko rywalce przytrafi się gorszy moment, Polka wykorzystuje go z absolutnie zimną krwią. Dziś po raz kolejny przekonała się o tym Raducanu.
Czy mogła zrobić coś lepiej? Chyba nie. Iga Świątek była dla niej po prostu nieosiągalna.
Co prawda to Świątek wygrała ich ostatni mecz w finale w Dausze, ale raszynianka na pewno pamięta też o ich ostatnim starciu na mączce, do którego doszło w turnieju WTA w Rzymie. Wówczas liderka rankingu musiała skreczować w trzecim secie z powodu urazu, choć przecież grała nieźle. Teraz będzie zależało jej, by właśnie na mączce udowodnić Kazaszce, że królowa kortów ziemnych jest tylko jedna.
Kolejny mecz Polki odbędzie się już w sobotę. Rozpocznie się tuż po półfinałowym spotkaniu deblistek, które ruszy o 12.00. Możemy zatem zakładać, że Iga Świątek wyjdzie na kort około 14.00.